18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Września: Outsider z wyboru

Ewa Konarzewska-Michalak
Tomasz Raczek w Bulvarze 24
Tomasz Raczek w Bulvarze 24 fot. Ewa Konarzewska-Michalak
Z Tomaszem Raczkiem znanym krytykiem i dziennikarzem, redaktorem miesięcznika „Film” rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.

W jakim stopniu współpraca z Zygmuntem Kałużyńskim ukształtowała pana, jako krytyka filmowego?
Zygmunt Kałużyński nie tyle mnie kształtował, co inspirował. Przede wszystkim jego potrzeba wolności, wyrażania siebie, nie ograniczania się. On potrafił walczyć o swoje pole wolności. Podam taki przykład – jeśli nie chcieli mu puścić tekstu przestawał w ogóle pisać. Kiedy redakcji bardzo zależało, żeby coś napisał, wtedy stawiał ultimatum – albo mi to puścicie i będę dalej pisał, albo odchodzę. Był na tyle dobry i potrzebny, że zawsze wygrywał. Nauczył mnie, że można postawić na swoim, zaszczepił też nieustanną potrzebę podważania wszelkich stereotypów, schematów. Już wcześniej miałem tę potrzebę w sobie, on jeszcze mnie utwierdził. Dał mi odwagę, by być samotnym w zawodzie, nie oglądać się panicznie na to, co mówią koledzy, środowisko, czy swoim poglądem wpisuję się w obowiązujący trend. Był trochę ousiderem z wyboru, taka postawa bardzo mi odpowiada, jest zgodna z moimi potrzebami. Wreszcie Kałużyński nie wszystkim się dzielił, miał pasje tylko dla siebie, nie każdą zamieniał w sferę zawodową. Ważne, by mieć taką osobistą sferę, pozostającą w cieniu – o tym wielu ludzi zapomina. Taką krainę ucieczki miał mój ojciec, miał Zygmunt Kałużyński, mam i ja. Jest to muzyka.

Czy w dzisiejszym środowisku krytyki filmowej jest osobowość, którą pan ceni?
Wśród młodych krytyków cenię Michała Oleszczyka po krakowskim filmoznawstwie, który prowadzi fajnego bloga „Ostatni fotel po prawej” (michaloleszczyk.blogspot.com), pisuje też do „Filmu”. On łączy wiedzę z talentem pisarskim, potrafi pisać tak, że to ani przez chwilę nie jest nudne. Czasem nie zgadzam się z Michałem. Bardzo mi się podoba, że ważne rzeczy oceniamy inaczej. On ma sobie ludzką łagodność, nie ma potrzeby walki, a jednocześnie jest niezależny intelektualnie.

Zobacz: Raczek chodzi na złe filmy

Filmy mogą wiele powiedzieć o naturze narodów – w obrazach brytyjskich czuje się poczucie humoru, dystans do siebie, jakim charakteryzują się mieszkańcy Wysp, filmy czeskie są ciepłe i przenikliwe, stare rosyjskie kino ma rozmach, pokazuje olbrzymie przestrzenie. Czy polskie kino potrafi oddać nasz narodowy charakter?
Chyba tak. Kiedy polskie filmy wznoszą się na szczyty artyzmu, chwytają za serce i za gardło. Takim filmem jest na przykład „Róża”, „Dom zły” Smarzowskiego, czy „Obława” Krzyształowicza. Natomiast kiedy robimy filmy złe, tandetne to spadamy na sam dół złego gustu, trywialności, bezdennej plebejskości, zawstydzającego poczucia humoru – wtedy mamy „Kac Wawę” albo „Wyjazd integracyjny”.

Jak pan sądzi, czy polskie kino może jeszcze mieć pozycję i liczyć się w świecie, jak za czasów Wajdy, Zanussiego i Kieślowskiego?
Takie czasy mogą nadejść. Tej klasy reżyserem jest przecież Wojtek Smarzowski.

Dlaczego tak pan uważa?
Po pierwsze ma swój styl, od pierwszego filmu wyczuwalny i konsekwentny. Jest bardzo precyzyjnym reżyserem, odwołującym się do polskiej rzeczywistości, nie literackiej, ale tej realnej. Chirurgicznie tnie i wyciąga na wierzch chore organy. W Smarzowskim jest rodzaj okrutnej poezji, czarny humor, humanistyczna otwartość na inność. To reżyser, o którym można już napisać książkę. Po Krzysztofie Kieślowskim jest najwybitniejszym twórcą tej samej skali. Wszystkie cztery filmy, jakie zrobił są naprawdę dobre.

Chciałabym nawiązać do pana pasji – muzyki. Jakich kompozytorów pan słucha?
Wychowałem się na muzyce romantycznej. Lubię Griega, Chopina, Sibeliusa, Rimskiego-Korsakowa, Rachmaninowa, a także nowocześniejszych twórców – Prokofiewa, aż do Szostakowicza czyli muzykę XIX wieku i przełomu XX wieku. Bardzo cenię poszukiwania formalne muzyki ubiegłego wieku. Tak jak ojciec wielbię Lutosławskiego – widzę w nim muzyczny odpowiednik ulubionego poety Tadeusza Różewicza. Oboje mają wspólny pewien rodzaj przemyślanej abstrakcji. Bardzo mi przykro, że Różewicz nie dostał Nagrody Nobla. Nie Szymborskiej, nie Miłoszowi, a właśnie jemu ta nagroda najbardziej się należy.

Czy lubi pan operę?
Lubię, ale nie jestem fanem, który jeździ za wykonawcami po świecie. Ostatnio rzadko chodzę do warszawskiej opery, nie podoba mi się przewaga scenografii, inscenizacji nad muzyką. Mam wrażenie, że tak zwana premierowa publiczność, która przychodzi na spektakl prawie nie zauważa, że gra muzyka i zastanawia się po co aktorzy śpiewają, zamiast mówić. Teatr Wielki ma największe okno sceniczne na świecie i specyficzną akustykę, a właściwie antyakustykę, co powoduje, że bardzo trudno tam zabrzmieć. Trzeba wyjść na proscenium, żeby w ogóle być słyszanym. Okno jest takich rozmiarów, że wszystko na scenie wydaje się małe, dlatego dyrekcja idzie w imponującą scenografię.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wrzesnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto