Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Mateuszem Michalskim [ZDJĘCIA]

Ewa Konarzewska-Michalak
Mateusz Michalski
Mateusz Michalski fot. Ewa Konarzewska-Michalak
Rozmowa z Mateuszem Michalskim, mistrzem paraolimpiady w Londynie, Europy i świata o fascynacji sportem, sukcesach i o bezdusznych przepisach. W szczerej rozmowie sprinter ujawnia kulisy sportu niepełnosprawnych.

Jak ujawnił się pana talent sportowy?

Przez przypadek. W szkole średniej należałem do kółka sportowego, ale nic nie zapowiadało, że mam talent. Byłem niepoukładany technicznie, mało trenowałem i nie miałem wyników. Postanowiłem trenować z panem Adamem Kaczorem. Po ośmiu miesiącach treningów przyszły bardzo dobre wyniki, na 200 metrów urwałem 2 sekundy, na 100 metrów sekundę – to jest bardzo dużo w sprincie. Nagle z przeciętnego sprintera stałem się zawodnikiem z czołówki światowej. Zrobiłem minimum na olimpiadę w Pekinie w 2008 roku. I wtedy wszystko się posypało – półtora miesiąca przed wyjazdem zerwałem mięsień. Nie do końca się pozbierałem, ale zaryzykowałem. Ortopeda powiedział, że mogę jechać na swoją odpowiedzialność. Chciałem powalczyć, choć niewytrenowanie dało się we znaki. Zająłem 9 miejsce na 100 m i 8 miejsce na 200 m. To była moja pierwsza porażka sportowa. Dużo zakładałem, a niewiele z tego wyszło. Uważam, że każdy sportowiec musi przeżyć dół, przerobić go, wzmocnić się i iść do przodu.

Czy to na pewno była porażka? Podjął pan przecież ryzyko, a trudno było się spodziewać się sukcesu zaraz po poważnej kontuzji.

Miałem 19 lat, byłem żądny sukcesów. Pekin to była pierwsza wielka impreza w moim życiu. Nastawiłem się bojowo, że wygram, że wszystkim pokażę. Jeszcze nie miałem szacunku i pokory do rywala. Myślałam, że cały świat leży u moich stóp. Kontuzja sprawiła, że miałem dużo czasu na przemyślenia. Zastanawiałem się, czy nie zrezygnować ze sportu, ale jak ktoś się uzależni od sportu nie jest łatwo odejść.

Zobacz: Matuesz Michalski Człowiekiem Roku 2012

Co się działo po Pekinie?

Byłem rozbity. Z jednej stronie niepowodzenie na olimpiadzie, z drugiej rozstanie z pierwszą miłością. Dodatkowo nie miałem wsparcia finansowego ani sprzętowego z klubu Start Poznań, do którego należałem. Kiedy skontaktował się ze mną pan Zbyszek z klubu Start z Gorzowa Wielkopolskiego zdecydowałem się dalej walczyć. On zmotywował mnie do powrotu. Przeniosłem się do tego klubu i zacząłem pracę jako specjalista do spraw marketingu i reklamy w firmie Impuls zatrudniającej niepełnosprawnych, Od tego czasu życie zaczęło nabierać kolorów.

Rozmowa z Mateuszem Michalskim, mistrzem paraolimpiady w Londynie, Europy i świata

Kiedy przyszły sukcesy?

W 2009 roku w Grecji zdobyłem złoto i srebro, dwa lata później z mistrzostw świata w Nowej Zelandii przyjechałem z dwoma złotymi medalami. W 2012 roku wygrałem bieg na 100 m na mistrzostwach Europy w Holandii. Największym przeżyciem była paraolimpiada w Londynie. Tam było całkiem inaczej niż w Pekinie – trybuny podobne, ale inna publiczność, która prawdziwie dopingowała niepełnosprawnych sportowców. Czułem presję, bo chciałem udowodnić tym wspaniałym kibicom, że sport niepełnosprawnych też jest mocny. Spaliłem się na 100 m. Nie zareagowałem od razu na strzał, miałem nogi jak z waty. Zabrakło mi parę metrów i zdobyłem srebrny medal. Przed startem na 200 m powiedziałem sobie, że nic nie tracę, nie po to trenuję od lat, by przegrać z samym sobą. Pobiłem rekord świata czasem 21s. 56ss.

Czy w sporcie niepełnosprawnych również jest tak silne parcie na wynik, jak w sporcie pełnosprawnych?
Tak. Może nie ma problemu dopingu, jednak wyniki są najważniejsze. Przed każdym startem mam świadomość, że nawet jeśli zdobędę złoty medal, ale nie zrobię wartościowego wyniku to mi tego w Polsce nie uznają. Bicie rekordów życiowych docenia się tylko przez chwilę. Mój kolega powiedział kiedyś – 5 minut po Londynie już minęło, niepełnosprawni znów są niepełnosprawnymi. Ja też to odczuwam. Brytyjczycy tak nakręcili paraolimpiadę, że każdemu się trochę udzieliło. W Polsce na nic nie ma pieniędzy, obcina się środki na pełnosprawnych lekkoatletów, a co dopiero na nas. Rząd myśli, że tego nie zauważamy, bo się nie odzywamy. Musimy sobie radzić z wieloma trudnościami. Ja na przykład staram się o dotację na likwidacje bariery technicznej w mieszkaniu. Potrzebuję sygnalizacji, która włączałaby się, kiedy kipi w garnku czy lodówka jest niedomknięta. Nie wiem jaka będzie decyzja komisji, ale zanosząc wniosek odczułem, że przychodzę i chcę wyciągnąć pieniądze. Życie mnie nauczyło, że nie jest różowo.

Jak wygląda pana sytuacja finansowa?
Władze Gorzowa udzielają mi stypendium. Po Pekinie jeden ze sponsorów klubu również objął mnie programem stypendialnym. Nie są to duże kwoty, ale razem z pensją wystarczają na życie. Nie narzekam – po 5 latach pracy w firmie i sporcie kupiłem mieszkanie, rzadko którego człowieka na to stać.

Czyli uprawianie sportu jednak się opłaca?

Singlom tak, ale jeśli ma się rodzinę niekoniecznie. W jednym roku można mieć duże dochody, a w kolejnym, kiedy nie ma sukcesów pieniędzy jest znacznie mniej. Z 4 tysięcy złotych nagle robi się tysiąc. To wszystko przez przepisy. Jeśli zdobędę złoty medal podczas biegu, w którym startowało12 zawodników z 8 państw dostaję 4 tysiące, a jeśli ten warunek nie zostanie spełniony to nie dostaję nic. Coś takiego spotkało mnie we Francji, na mistrzostwach świata w Lyonie. Zdobyłem 2 złote medale, co z tego skoro biegłem z 9 i 10 sprinterami? Nie spełniłem kryteriów. Na 18 medalistów z Polski tylko 8 zmieściło się w przepisach. To zasady pełnosprawnych. Trudno je spełnić, bo mniej niepełnosprawnych uprawia sport, a wśród nich niewiele osób reprezentuje światowy poziom. Nikt nie zadaje pytania, z jakimi trudnościami musimy sobie radzić z powodu schorzeń, jaki to wysiłek wykonać ćwiczenia techniczne.

Jak pan sobie radzi ze schorzeniem?

Przede wszystkim tor musi być czysty. Mimo to skracam krok, rotuję w prawą stronę, bo prawym okiem lepiej widzę. To niuanse, które zabierają setne sekundy. W sprincie trzeba biec perfekcyjnie, by mieć wynik. Jeśli przy torze stoją płotki biegam niepewnie. Kiedyś skończyłem przez to bieg, bo wydawało mi się, że płotek stoi na moim torze. Trudno porzucić stare nawyki. Przez 20 lat nauczyłem się funkcjonować z tą chorobą.

Jak długo trwa kariera niepełnosprawnego sportowca?
Średnio 20 lat.

Teraz jest pan w życiowej formie, jednak boryka się pan z wieloma, często formalnymi przeszkodami w karierze. Jakie ma pan plany na przyszłość?
Będę trenował tak długo, jak zdrowie pozwoli. Jak zaczną się kontuzje, których nie będę mógł wyleczyć zrezygnuję. Sportowiec jest uzależniony od sportu. To organizm musi powiedzieć stop. Kiedyś mięsień odmówi posłuszeństwa i kończymy.

Co w sporcie aż tak nakręca?
Jeśli zdarzy się kontuzja i wypadną 2-3 tygodnie z treningów staję się nerwowy, bo nie mam jak upuścić energii. Po treningu czuję się szczęśliwy. Staram się osiągać lepsze wyniki, biegać coraz szybciej – tu nie ma dna. Zdobywam cel i zaraz wytyczam kolejny. Żeby spełnić się sportowo muszę się jeszcze mocno poprawić.

Kiedy organizm powie dość, co będzie pan robił?

Teraz żyję sportem, nie myślę co będzie potem. Na razie nie zapowiada się, że założę rodzinę. Chciałbym mieć żonę, która by mnie wspierała. Nie mam szczęścia w miłości.

Związek ze sportowcem jest trudny.

Owszem. Poza tym zawsze tak się składało, że spotykałem się z dziewczynami mieszkającymi daleko. Musiałem dojeżdżać 120 kilometrów, a wiadomo - były zgrupowania, obozy, nie mogłem poświęcić dużo czasu i związki się rozpadały. Postanowiłem sobie, że w tym roku będę częściej wychodził do ludzi tutaj, we Wrześni. Był taki okres w moim życiu, że zamknąłem się w sporcie. Rzadko z kim się spotykałem, bo wypoczynek przed kolejnymi biegami był najważniejszy. Nie mogłem tak dłużej żyć. Z drugiej strony, jeśli dziewczyna mówiłaby: skończ z tym sportem, nie wyjeżdżaj, to wolę nie mieć nikogo. W sporcie najważniejszy jest spokój.

Jakie ma pan plany na ten rok?

Przygotowuję się do sezonu halowego, który rozpocznie się w lutym. Starty pokażą w jakiej jestem formie. Jeśli się okaże, że jestem na tak zwanym gazie, pojadę na mistrzostwa Polski seniorów. Wystartuję na 60 metrów – to krótki dystans, a ja nigdy nie miałem atomowego wyjścia z bloku. Pracuję nad tym z trenerem. Natomiast w sierpniu będą mistrzostwa Europy w Walii.

Co jeszcze chce pan osiągnąć?

Chciałbym być ikoną sportu niepełnosprawnych. Pokazać ludziom, którzy siedzą w domu, że wystarczy trochę talentu, ciężka praca i można się wybić ponad przeciętną. Każdy człowiek ma jakiś talent, wystarczy poszukać go w sobie. Po zakończonej karierze może otworzę fundację, która prowadziłaby zajęcia psychologiczne dla niepełnosprawnych, dzięki którym otwieraliby się na świat. Moi znajomi mówią, że obcując ze mną nie widzą we mnie niepełnosprawności – tego brakuje w Polsce.

Rozmowa z Mateuszem Michalskim, mistrzem paraolimpiady w Londynie, Europy i świata.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wrzesnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto