Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powiat gnieźnieński, gmina Witkowo: GAJ 28 – przystań dla uchodźców

Adrianna Jackowiak
Adrianna Jackowiak
Położona w otoczeniu lasów i jezior, po niemalże dwóch latach wyłączenia z użytku spowodowanego pandemią, stanica w Gaju, stała się kojącą przeżycia wojenne przystanią dla ukraińskich uchodźców. Zbliżając się do tego obiektu, usłyszymy radosny gwar obcego języka, dziecięce śmiechy i poczujemy wdzięczność oraz ciepło płynące z serc ludzi, którzy znaleźli tu miejsce dla siebie. - To było działanie spontaniczne, podyktowane sytuacją. Padło hasło: robimy to! I zrobiliśmy – mówi Maria Imberowicz, opiekun i dobry duch kompleksu pod adresem Gaj 28.

Spis treści

GAJ 28 – przystań dla uchodźców

Jak mówi Maria Imbierowicz, opiekun stanicy w Gaju, z zamysłem utworzenia miejsca, domu tymczasowego, dla uchodźców w tym obiekcie nosiła się przez kilka dni. Idea znalazła poparcie wśród kilku z członków Stowarzyszenie Centrum Edukacyjno - Wypoczynkowe "Gajówka":

- W chwili wybuchu wojny od razu przeszła mi przez głowę myśl, by pomóc. Z zamiarem udostępnienia dla uchodźców stanicy nosiłam się przez dwa, trzy dni, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że obiekt od dwóch lat (od czasu wybuchu pandemii) jest wyłączony z użytku oprócz kilku przyjazdów grup harcerskich nic z nim nie robiliśmy. Ostatecznie na pytanie kilku członków stowarzyszenia: Robimy to?, odpowiedziałam: Robimy! I tak rzucone w czwartek hasło po trzech dniach dało efekt w postaci pełnej gotowości do przyjęcia uchodźców wojennych.

Dziesiątki rąk na pokładzie i trzy dni pełnej organizacji

Aby stanica mogła stać się przystanią dla gości z Ukrainy zgodę na to musieli wyrazić: komendant Hufca ZHP Konin oraz sanepid. Nad opieką czuwają funkcjonariusze policji z Witkowa oraz jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej także z tego miasta. Sprawność organizacji oraz szybkie działanie nie byłoby możliwe bez zaangażowania ludzi, którzy dobrowolne zgłosili się do pomocy.

- Nasz pierwszy post dotyczący przeprowadzania akcji „Gajówka dla uchodźców” ukazał się na facebook’u w piątek W niedzielę stanęło tutaj kilka osób, włącznie z hydraulikami i innymi fachowcami. Ten dzień minął nam pod znakiem porządkowania: naprawialiśmy, uruchomialiśmy, działaliśmy. Po drodze, jak to przy tego typu historiach, wychodziły nam różne, nieplanowane rzeczy, którym staraliśmy się podołać. Nie wiem kiedy, ale w pewnym momencie, obok nas stanęło tyle osób, że po trzech dniach działania baza była już gotowa. Ludzie po prostu chcieli pomóc

– podkreśla Maria Imbierowicz.

- Naszym gościom zapewniamy opiekę medyczną. Jesteśmy w kontakcie z trzema lekarzami, którzy są do naszej dyspozycji siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Mamy wsparcie psychologa, który mówi w języku ukraińskim. Poprzez akcję reaktywowała się drużyna harcerska dojrzałych instruktorów, w przedsięwzięcie zaangażowały się lokalne firmy. Dzwonią, pytając: - Pani Mario, a co by można było zrobić w Gajówce?

Jak podkreśla opiekunka stanicy, słowa uznania należą się także dla wolontariuszy z Zespołu Szkół z Trzemeszna, członków stowarzyszenia, przyjaciół, zaprzyjaźnionych fundacji, osób prywatnych.

- Ludzie zjawiali się znikąd – informuje Imbierowicz. - A my? My niczego się nie spodziewając, zostaliśmy zaskoczeni rozmiarem otrzymanej pomocy. Tak naprawdę nie mieliśmy żadnych oczekiwań, a w akcję zaangażowały się setki osób, bo już nie możemy mówić o dziesiątkach.

Tutaj każdy jest wolnym człowiekiem: nasze drzwi są otwarte na przyjazd, ale i odejść można w dowolnym momencie

Pierwsi goście pojawili się w Gajówce w połowie kolejnego tygodnia od wybuchu wojny. Była to para, która potrzebowała schronienia: została nakarmiona i ugoszczona. Pobyt w stanicy potraktowali jako chwilowy przystanek na trasie do dalszej podróży. Za miejsce docelowe wybrali Niemcy.

- Dużo osób miało dojechać, a nie dojechało, bo np. zdecydowali się na życie w dużych miastach

– mówi pani Maria.

- I tutaj trzeba pozostać – jak sądzę - bez oceniania – dodaje. - Przemyślałam sobie to wszystko na spokojnie i zapytałam samą siebie: gdybym stanęła w obliczu wojny w moim kraju, co bym wybrała za miejsce docelowe? W moim przypadku byłoby to większe miasto, np. Londyn w Anglii czy Berlin w Niemczech.

Obecnie pod adresem Gaj 28 znajduje się 25 osób. Ogólnie przez naszą stanicę od wybuchu wojny przewinęło się 60 uchodźców. Wszystkie te osoby zostały ugoszczone, zaopiekowane, nakarmione. Największą grupą była rodzina 25-osobowa. Jej członkowie czekali na wizy do Kanady. Jak podkreśla Maria Imbierowicz, każdy z gości jest wolny, tzn. sam podejmuje decyzję o pozostaniu w Gajówce czy o jej opuszczeniu.

Wspólnym mianownikiem jest potrzeba uzyskania wsparcia i pomocy

Jak podkreśla opiekunka stanicy, każda z przybyłych osób jest indywidualnością: posiada inną historię, doświadczenia i emocje.

- Wspólny mianownik dla wszystkich to oczekiwanie pomocy i dachu nad głową. Kiedy pewnej nocy zjawiła się tutaj matka z dwójką małych dzieci i plecaczkiem, która cztery dni szła z tymi dziećmi do granicy i powiedziała, że bomba rozwaliła jej dom, a syn nie przepuszczono do Polski, coś we mnie pękło. Musiałam się wypłakać i pozbierać siły. Musi być czas, by się wypłakać. Dla każdego

– dodaje pani Maria.

Kolejne dni pokazują, że goście stancy dobrze się w niej czują. W budynku i przed nim słychać gwarne rozmowy i śmiech dzieci.

- Nasi gości rozmawiają o swoich historiach i wspólne biesiadują przy stole: piją kawę, spożywają posiłki. Wszyscy odrzucili formę przekazu, jaką są wiadomości. Nie mamy tutaj telewizora. Za to parę razy dziennie kobiety i dzieci kontaktują się ze swoimi bliskimi. Z dnia na dzień opadają te smutne emocje, a górę biorą te cieplejsze i pomyślne. Jest to szczególnie widoczne u dzieci, które na wszystko reagują bardzo spontanicznie: wojna i dziecko, to jest trudne do opowiedzenia

– opowiada opiekunka stanicy.

Chociaż – jak podkreśla, jest drugie, a może pierwsze, prawdziwe dno, z którym opiekunowie też się zderzają.

- Ci ludzie, te matki, dokonują wyborów i z powodu tych wyborów cierpią. Opowiadają mi o tym. Padają zdania: musiałam zostawić w bunkrze mamę, męża, kogoś bliskiego, by ratować dzieci… Kobiety są rozdarte, bo zostawiły tam najbliższą rodzinę, ale tłumaczą to tym, że zrobiły to po to, by ratować dzieci.

Mamy tę moc! I Ty możesz ją mieć

Czy ta sytuacja, wymagająca poświęcenia czasu i energii, wymagająca zaangażowana psychicznego i fizycznego odbiera moc?

- Ne, wręcz przeciwnie. Razem mamy tutaj taką silną moc, pomagania. I choć wielu sytuacji nie można było przewidzieć ani nawet wyobrazić to jest coś nowego – nowa lekcja życia. Robimy, wypierając myśl, że jesteśmy na wojnie

– podkreśla pani Maria.

Cała akcja „Stanica dla uchodźców” spotkała się z pozytywnym odzewem.

- Wiadomo, zdarzają się też i głosy, które niekoniecznie sprzyjają naszemu działaniu, ale jesteśmy ponadto. Staramy się nie skupiać nad tak zwaną plotką, choć psychicznie w pierwszym tygodniu działania trochę mnie one spaliły. Ostatecznie więcej jest pozytywnego odzewu i na tym się skupmy i z tego czerpmy energię

– mówi Maria Imbierowcz.

Organizatorka akcji i setki zaangażowanych w nią osób nie dają sobie limitu czasowego działań - chcą być bazą dla uchodźców do zakończenia działań wojennych na Ukrainie. Zamiary są szlachetne, ale spotykają się z rzeczywistością: wszystko zależy od możliwości finansowych placówki. W celu zasilenia konta została uruchomiona zrzutka (Stanica w Gaju - wsparcie dla uchodźców z Ukrainy ❤️; https://zrzutka.pl/m3585x). Zebrane środki przeznaczane są przede wszystkim na żywność oraz rachunki.

Datki można wpłacać klikając TUTAJ

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wrzesnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto