Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mateusz Michalski: Paraolimpiada to nie jest rehabilitacja

Karolina Barełkowska
Mateusz Michalski (ur. 29 sierpnia 1987 we Wrześni) - polski niepełnosprawny lekkoatleta, specjalizujący się w biegach sprinterskich i pływaniu, czterokrotny medalista paraolimpijski, mistrz świata, mistrz Europy. Na Igrzyskach Paraolimpijskich w Londynie wywalczył dwa medale - złoty w biegu na 200 m oraz srebrny na dystansie 100 m. Jego trenerami są Zbigniew Lewkowicz i Adam Kaczor.(za: Wikipedia).
Mateusz Michalski (ur. 29 sierpnia 1987 we Wrześni) - polski niepełnosprawny lekkoatleta, specjalizujący się w biegach sprinterskich i pływaniu, czterokrotny medalista paraolimpijski, mistrz świata, mistrz Europy. Na Igrzyskach Paraolimpijskich w Londynie wywalczył dwa medale - złoty w biegu na 200 m oraz srebrny na dystansie 100 m. Jego trenerami są Zbigniew Lewkowicz i Adam Kaczor.(za: Wikipedia).
Rozmowa. Z Mateuszem Michalskim, biegaczem, medalistą paraolimpiady w Londynie, o sukcesie, planach na przyszłość i... chwilach zwątpienia.

Mateusz, z Londynu wracasz jako wielki zwycięzca. udało Ci się - na paraolimpiadzie - wywalczyć najpierw srebrny, a potem złoty medal. Ponadto pobiłeś rekord świata. Ciężko było?
- Tak, bardzo. Te medale są efektem ciężkiej, czteroletniej pracy. Po pa-raolimpiadzie w Pekinie, gdzie odniosłem klęskę osobistą, postanowiłem sobie, że będę ciężko pracował przez kolejne lata i że Londyn będzie moim "dniem", moim sukcesem. Udało się to w dużej mierze. Niestety, na 100 metrów popełniłem za dużo błędów, aby zdobyć złoto. Mam srebro, które też doceniam. 200 metrów to już było uwiecznienie mojego sukcesu, spełnienie moich marzeń. Zrobiłem to, co założyłem, pobiegłem luźno, wywalczyłem złoto, ponadto pobiłem rekord świata. To radość nie do opisania! Było bardzo ciężko pod względem poziomu, bo tak naprawdę paraolimpiada cały czas się rozwija. Z roku na rok jest coraz trudniej. W Pekinie był łatwiej. Mówią o tym same wyniki. Tam wynik 10,89 w biegu na 100 metrów dawał złoto, teraz ten wynik jest lepszy o jedną dziesiątą. Natomiast w biegu na 200 metrów złoto dawał czas 21, 92; teraz ja zrobiłem 21,56.

Przyznałeś, że miałeś chwile zwątpienia...
- Tak, miałem. Nie na co dzień stratuje się przy takiej publiczności. Dopingowało nas 80 tysięcy ludzie i mnie się to udzielało. Przed każdym startem odczuwałem duży stres, bo wiedziałem, że dużo ludzi na mnie liczy i nie mogę ich zawieść. Bardzo chciałem, aby to wszystko wyszło. A wiadomo, że im bardziej się chce, tym czasami gorzej wychodzi. To się u mnie sprawdziło na 100 metrów. Przed biegiem na 200 metrów powiedziałem sobie - Mateusz masz srebro, trzeba pobiec swoje, pobiegnij luźno, a będzie dobrze!

Powiedz, jak długo i jak ciężko trzeba pracować, aby odnieść taki sukces?
- Ja poświęciłem na to pięć lat. Rok przed Pekinem ciężko trenowałem, niestety, kontuzja mnie wykluczyła w walce o medale. Po tamtej paraolimpiadzie naprawdę ciężko pracowałem. Trenowałem codziennie po trzy godziny. I nie miało to znaczenia, że jest sobota czy niedziela. Trenowałem siedem dni w tygodniu. W ciągu roku to się uzbiera. Trenuje się ciężko i się myśli: fajnie, będzie forma. Ale tak naprawdę to później odbija się to na zdrowiu. I niestety czasem się coś komplikuje. Ja miałem taki problem w Londynie w biegu na 200 metrów. Bolało mnie biodro, dlatego musiałem być na środkach przeciwbólowych. Kiedyś ktoś powiedział, że paraolimpiada to jest rehabilitacja niepełnosprawnych osób. Ta rehabilitacja już dawno się skończyła. Teraz to jest ciężki sport. Cały czas dążymy do tego, żeby się to wyrównało, żeby paraolimpiada i olimpiada miały taki sam prestiż, żeby ludzie nas chcieli oglądać. Myślę, że trochę to się zmienia. Zrobiliśmy mały krok w tym kierunku i uważam, że jest to mój wielki sukces.

Mateusz, ty i twoi koledzy sportowcy czujecie się dumni, wracając z Londynu? W końcu wykonaliście kawał dobrej roboty. Wracacie z prawie 40 medalami. Naszymi olimpijczykom poszło znacznie gorzej. Można powiedzieć, że powaliliście ich na łopatki...
- Na pewno jesteśmy dumni. Ja bardzo, bo ustaliłem swoją "życiówkę". W Londynie miałem kilku kolegów i koleżanki, którzy byli w podobnej sytuacji. Wówczas pojawiły się łzy szczęścia. Ale przyznam, że były sytuacje, kiedy innym sportowcom nie poszło - mieli czwarte czy też ósme miejsca i wówczas był taki lekki żal. W paraolimpiadzie - nie wiem jak w olimpiadzie, bo nigdy nie startowałem - jest to, że każdy chce mocno, każdy walczy. My to przeżywamy razem. Na mnie ten stres bardzo się odbijał. Przyznam, że te dwa tygodnie w Londynie, na tej wielkiej arenie, sprawiły, że jestem innym człowiekiem. Myślę, że dojrzałem, te zawody dużo mnie nauczyły.

Powiedz Mateusz, co teraz będziesz robił? Odpoczywał?
- Muszę się spotkać z trenerem i ustalić, ile dni będę miał roztrenowania. Po takich ciężkich zawodach muszę trochę odsapnąć. Zakładam, że za miesiąc wrócę do ciężkich treningów. Za rok, w 2013 roku w lipcu czekają nas mistrzostwa świata we Francji.

We wtorek 11 września w nocy wróciłeś do rodzinnych Węgierek. Mieszkańcy zgotowali ci tu niezłe powitanie. Spodziewałeś się?
- Zdziwiłem się. Będąc w Londynie, dochodziły nas słuchy, że w Polsce coś się zmienia w kibicach. Przed Pekinem było o nas cicho. Nikt nas nie doceniał. Kiedy wróciliśmy, na lotnisku była mała garstka ludzi. Teraz, jak wylądowaliśmy, było ich znacznie więcej, całe lotnisko nas witało! To była naprawdę fajna sprawa. A to, co mnie spotkało w Węgierkach - ciężko to opisać słowami... To było wspaniałe!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wrzesnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto