Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wataha w podróży: „Pies nie został stworzony do tego, żeby leżeć na kanapie” [rozmowa NaM]

zgm
Autor: Przemek Bucharowski, www.3wilki.pl"
Poznajcie niezwykłe przygody Agaty Włodarczyk, Przemka Bucharowskiego i Diuny - wilczaka czechosłowackiego. Razem dotarli do Indii, przemierzyli Himalaje Garhwalu, dotarli na rowerach do Mongolii i podróżowali koleją transsyberyjską.

W księgarniach właśnie ukazała się ich pierwsza książka „Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach”, ale zapowiadają, że to nie koniec. Przygody tej trójki można śledzić na stronie www.3wilki.pl. Z częścią ekipy, Agatą i Diuną, spotkaliśmy się w przerwie podróży na wrocławskim dworcu.

Zacznijmy od początku: mieszkanie w Warszawie, praca w korporacji i decyzja: jedziemy do Indii...
Dostaliśmy propozycję pracy od znajomego Indusa poznanego podczas wspinaczki w Armenii. Napisał do nas po kilku latach od tej wyprawy. Otwierał swoją własną gazetę outdoorową, pierwszą o tej tematyce w Indiach. Wiedział, że Przemek robi świetne zdjęcia, mi zaproponował pracę w social media. Decyzja była szybka. Powiedzieliśmy, że przyjedziemy, ale z psem. „Nie wiecie na co się porywacie” - odpowiedział nasz znajomy. Nie wiedzieliśmy. Gdyby było inaczej, ta historia by się nie wydarzyła.

Dlaczego zostawiliście w Polsce koty, a psa zabraliście?
Nasze koty były starsze i nigdy nie wychodziły z domu. Bardzo się bały opuszczania mieszkania, nawet wizyty weterynarza zamawialiśmy do domu. Mogłyby nie przeżyć takiej podróży. Wyjeżdżając, wynajęliśmy nasze mieszkanie, ale warunkiem zamieszkania w nim była opieka nad kotami. Później pani, która z nimi zamieszkała, tak się do nich przywiązała, że postanowiła je adoptować. Chociaż tęskniliśmy za kotami, zgodziliśmy się na to, by nie narażać ich na kolejny stres. Diuny nie chcieliśmy zostawiać: była młoda, poza tym jest to wilczak czechosłowacki – rasa, dla której największym stresem jest rozstanie ze stadem. Wiedzieliśmy, że skoro pies pojawia się w naszym życiu, to będzie nam zawsze towarzyszył. Nie było innej możliwości, to był wyjazd na pół roku, nie kilkudniowe wakacje. Diuna musiała pojechać z nami.

Diuna wcześniej też z wami podróżowała?
Tak, przez pierwszy rok swojego życia przejechała całą Polskę, ale była też w Czechach, na Słowacji, w Niemczech, Rumunii... Wszędzie, gdzie jechaliśmy się wspinać – Diuna była z nami.

Wyjechaliście do Delhi i okazało się, że Indusi traktują psy zupełnie inaczej niż Europejczycy…
Myśleliśmy, że w dużych miastach wszędzie jest tak samo, że psy normalnie towarzyszą ludziom. W Indiach są psy uliczne, bardzo kiepsko traktowane, a także te trzymane w domach. To są zwykle psy rasowe, nikt tam nie adoptuje psa z ulicy. Jest moda na różne rasy: jeśli ktoś w filmie bollywoodzkim ma psa, to zaraz wszyscy bogaci ludzie w Indiach chcą mieć takiego samego, zupełnie nie wiedząc jakie ma potrzeby i jak się nim zająć. Nie wiedzą, że pies to obowiązek. Często psy są nielegalnie sprowadzane z zagranicy i duża część z nich nie przeżywa podróży do Indii ze względu m. in. na to, że nie są przystosowane do takich temperatur. Jeśli przeżyją, to nie mają lekko.

Na osiedlu, na którym mieszkaliśmy, spotykaliśmy labradory trzymane na krótkim łańcuchu, które miały odparzenia na skórze, a ich pazury były tak długie, że psy nie mogły chodzić. Nikt ich nie socjalizował, nie spotykały się z innymi psami, nie były spuszczane ze smyczy. Zresztą Diuna też musiała być cały czas na smyczy, bo po prostu nie było gdzie jej puszczać: wszędzie jest brudno, biegają dzikie psy, świnie, szczury, a nawet małpy.

Był to jeden z powodów, dla których opuściliście Delhi. Praca nie spełniła waszych oczekiwań, a Diuna źle znosiła pobyt w tym mieście. Do Polski nie można było wrócić od razu, bo Diuna czekała na odpowiednie dokumenty.
Tak, Diuna albo siedziała z nami w klimatyzowanym mieszkaniu, albo chodziliśmy na krótkie spacery. Co to za życie dla psa? Spakowaliśmy dwa plecaki: Przemka ważył 32 kg, a mój 20 kg, w moim 2/3 miejsca zajmowała psia karma. I ruszyliśmy w Himalaje Garhwalu.

Na jaką wysokość weszliście z Diuną?
4380 m.n.p.m.

Wiedzieliście, jak organizm psa zachowa się na takiej wysokości?
Nie dotarliśmy do badań, jak psy znoszą chorobę wysokościową. Próbowaliśmy się dowiedzieć w Polsce, ale nikt z psami nie wchodzi tak wysoko. Nie wiem, jak inne by się zachowały, ale Diuna czuła się lepiej niż w Delhi, bo było zimno. Kiedy widziała śnieg, dostawała głupawki: gryzła go, tarzała się w nim i zjeżdżała na plecach z górek. My im wchodziliśmy wyżej, tym bardziej czuliśmy się zmęczeni. Nie mieliśmy choroby wysokościowej, ale szumiało nam w głowie, byliśmy zmęczeni, kiepsko spaliśmy, a Diuna czuła się świetnie. Im wyżej, tym miała więcej energii.

Czy nie mieliście czasem wrażenia, że krzywdzicie Diunę? Czy często słyszycie taki zarzut?
Mamy bardzo dużo "hejterów". Kiedy wyjeżdżaliśmy do Indii, zarzucano nam, że Diuna jest na to za młoda. Do pierwszego roku życia nie powinno się psa obciążać, ale Diuna już miała rok i naprawdę dbaliśmy o to, żeby za dużo nie chodziła. Nie pokonywaliśmy 100 km dziennie, tylko 20. Nasz marsz układaliśmy pod Diunę, kiedy ona była zmęczona, to odpoczywaliśmy, jeśli było gorąco, siadaliśmy w cieniu. Większość psów tak ma, ale u wilczaków jest to jeszcze bardziej widoczne: są szczęśliwe w stadzie. To, że Diuna mogła być z nami, było dla niej najlepsze. Będąc w podróży mieliśmy dla siebie czas, zupełnie inaczej niż w dużym mieście, przy ośmiogodzinnym trybie pracy, kiedy większość psów spędza czas samotnie w domu, czekając na powrót przewodnika.

Kiedy pojechaliśmy rowerami do Mongolii, Diuna biegła przy rowerze tylko 20 km dziennie. Konsultowaliśmy się z hodowcą, że taki dystans, przebiegnięty w tempie 12 km/h, będzie dla Diuny bezpieczny i nigdy nie jechaliśmy szybciej. Resztę dnia Diuna spędzała w przyczepce rowerowej, którą polubiła i w której smacznie spała. Podróżując z psem, zawsze plan podróży układamy tak, by Diuna czuła się dobrze. Pies jest zwierzęciem, które zostało udomowione, żeby towarzyszyć ludziom. Dawniej byliśmy przecież koczownikami i psy z nami podróżowały. Pies nie został stworzony do tego, żeby leżeć na kanapie.

Czy każdy pies nadaje się do podróży?
Każdy. No może nie do tak ekstremalnej podróży jak nasza. Dobrym przykładem jest Kraksa, pies, który, dzięki swojej przewodniczce, pomimo sparaliżowanych tylnych nóg i poruszania się na specjalnym wózku, bierze udział w zawodach dogtrekkingowych. Podróżowanie z psem bywa trudne, ale daje też mnóstwo satysfakcji. Trzeba się tylko do tego odpowiednio przygotować. Warto wcześniej poczytać, popytać, skonsultować się z weterynarzem. Wszystko da się zrobić. Pies jest naprawdę dobrym kompanem w podróży.

Czy Diuna ma jakieś cechy, które jednak podróże ułatwiają?
Wilczaki są trudnymi psami, źle znoszą tłumy i miejsca, w których się dużo dzieje. Dlatego takiego psa od małego trzeba socjalizować. Nam bardzo pomogły w tym podróże. Diuna była już w takich miejscach i podróżowała takimi środkami transportu, że już prawie nic jej nie rusza. Ważne są cechy psa, niektóre można wypracować.

Najważniejsze, by pies wiedząc, że obok jest jego przewodnik czuł się bezpiecznie w każdej sytuacji. Jeśli jest nerwowy, bardzo się boi np. środków transportu, to trzeba rozważyć, czy rzeczywiście zawsze i wszędzie warto zabierać go ze sobą. My wyjeżdżaliśmy do Indii na pół roku, do Mongolii też na parę miesięcy, więc to było oczywiste, że bierzemy psa ze sobą. Ale jeśli jechalibyśmy tam na wakacje na dwa tygodnie, to raczej byśmy psa zostawili u rodziny albo w dobrym psim hostelu. Stres i niebezpieczeństwa związane np. z przelotem samolotem byłby większe niż to, że zostanie w domu. Jeśli pies boi się jakiegoś środka transportu, warto też wziąć to pod uwagę. Przemyśleć na przykład, czy lepszy będzie pociąg, czy samochód. Chociaż nie zamykajmy się na to, może uda się wyćwiczyć, by pies jednak do pociągu wsiadł. To, że Diuna jeździ wszystkim środkami transportu i się nie boi, nie wynika z tego, że taka się urodziła. To wynik wielu godzin intensywnej pracy i socjalizacji.

A jakie cechy w takim razie powinien mieć właściciel podróżujący z psem?
To głównie od właściciela zależy, jak w podróży będzie zachowywał się jego pies. Wiele zachowań da się wypracować. Ale aby było to możliwe, przewodnik psa powinien być wyluzowany i bardzo cierpliwy. Jak już jedziemy ze zwierzakiem w daleką podróż, przyda się też poczucie humoru i dystans do siebie i innych, gotowość do radzenia sobie z nieprzewidzianymi sytuacjami. A takich sytuacji zdarza się wiele. Ludzie często dziwnie reagują na to, że podróżujemy z psem. W Azji np. Diunę straszono. Pies może zachorować, może się okazać, że nie pojedziemy tym środkiem transportu, którym planowaliśmy, dlatego trzeba umieć kombinować. Warto też mieć przeświadczenie, że cokolwiek się stanie, to damy sobie radę. Spokój właściciela przekłada się na spokój psa. Psy świetnie wyczuwają emocje i potem je oddają.

Nazywacie sami siebie watahą. Jak długo zajęło wam dogranie się w górach?
Nie tak długo. Najfajniejsze w podróżowaniu, czy to z dziećmi, czy z psem, jest to, że ma się czas na bycie ze sobą i dogranie się. Idąc przez Himalaje Garhwalu, naturalnie ustawialiśmy się w szyk: najpierw Przemek – przewodnik stada, potem przypięta do mojego pasa Diuna i ja – na drugim końcu smyczy. Te góry są bardzo specyficzne, nie da się wędrować przez nie ramię w ramię. Wędruje się starymi szlakami indo-tybetańskich karawan.

Która podróż Diunie się bardziej podobała?
Trzeba zapytać Diunę... Każda z tych podróży była inna. W Mongolii podobała jej się przestrzeń i to, że wokół było niewiele zwierząt, mogliśmy ją więc często spuszczać ze smyczy, ale nie podobali jej się tam ludzie. Bardzo ją straszyli. Diuna stała się „rasistką”, do dziś, kiedy widzi Azjatę, zaczyna warczeć ostrzegawczo. Jadąc do Mongolii myśleliśmy, że będzie zupełnie inaczej... W pobliżu każdej jurty są przecież psy. Do tego Mongołowie wierzą, że pochodzą od Czyngis - Chana, a on od wilka. W buddyzmie też jest bardzo dużo odniesień do psów i wilków. Myśleliśmy, że w związku z tym to będzie dobre miejsce dla psa, ale okazało się, że jest inaczej.

Mongolia jest podzielona i to widać. Od strony Ałtaju zamieszkana jest przez lubiącą psy ludność kazachską, w Ułan Bator i w Mongolii centralnej nie znoszą psów. Objawiało się to tym, że np. nie chciano nas wpuścić do autobusu, dopiero po trzech dniach znaleźliśmy kierowcę, który za trzykrotną wartość wynajęcia samochodu zgodził się nas zabrać do miasta.

Czy koszty podróżowania z psem są dużo wyższe?
Niestety tak. Trzeba się liczyć z tym, że koszty podróży z psem są porównywalne do kosztów podróżowania z kolejnym człowiekiem, jeśli nie większe. Bilet do Indii dla Diuny kosztował tyle co przelot dorosłego człowieka, a w kulturach, gdzie podróżowanie z psem nie jest powszechne, trzeba się liczyć z tym, że cena wrasta. Kiedy w Himalajach podróżowaliśmy tzw. share taxi, musieliśmy wynająć cały tył, kilka siedzeń, a w kolei transsyberyjskiej cały przedział: cztery kuszetki.

Czy planujecie też książkę o podróży do Mongolii?
Tak, mamy nadzieję, że w przyszłym roku się ukaże. Mamy jeszcze jedną niespodziankę dla czytelników, ale nie chcemy zdradzać szczegółów.

Jakie podróże przed wami?
Na razie krótki wypad na Mont Blanc w sierpniu, oczywiście z Diuną. Później, kiedy odłożymy pieniądze na kolejną długą podróż, pomyślimy o wyprawie zimowej. Może Grenlandia?

Rozmawiała Zuzanna Gunia-Magin

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto